Mam na
biurku trzy nienapoczęte kwartalniki "Cwiszn" i nadjedzoną tylko o kilka stron Swietłanę
Aleksijewicz.
Mam
zamiar pójść jutro do lasu, mam nowe opakowanie psychotropów.
Mam
nietkniętą stefanię na herbatnikach oraz miskę truskawek.
Wczoraj
policzek mojej mamy, w zetknięciu z moim, bardzo miękki i ciepły. We wtorek zobaczymy się znowu.
"Czy
potrafi pani czerpać radość z drobnych przyjemności?"
Mocniej
i głębiej, niż ktokolwiek inny.
I równie dokładnie przerabiam Złe.
Miszmasz
genialnych tekstów i Momentów – i toksycznych odruchów małych ludzi, mojego strachu,
ich agresji, to wszystko we mnie. Dynamit.
Śnię na
jawie o odpoczynku, jednak on nie przychodzi, bo nieskończoność i ciągłość
definiują koszmarną hojność tego świata.
Bruno
Schulz jest moją obsesją, ponieważ jego zmysły docierały głębiej, a umysł sprawnie
rozpinał językową siatkę nad najdrobniejszymi wypustkami, najsubtelniejszymi
fluktuacjami. Schulz zawsze najpierw i na sam koniec.
Zastrzelony
jak pies, leżał na bruku kilka godzin, jedynie twarz przykryto liściem łopianu.
Cudowne freski wyrwane, wywiezione - czy
to możliwe, że przez Jad Waszem?
Chichot,
historii?, nie, Złego. Człowieczego. Jaka bujna ta zglinizna.
W
czerwcowe wieczory, nawet jeśli dzień był pochmurny, słońce przedziera się do
głębi sadu i rzuca słup silnego światła prosto na twarde od chłodu stare gałęzie
jabłoni. To jedna z najładniejszych konstelacji, jakie widziałam w życiu. Kiedy
mój tata zobaczył to po raz pierwszy, na chwilę jakby się zapomniał.
A
Hubert z "Alberta Nobbsa" to teraz moja ulubiona postać filmowa.
(Mogę
tak wymieniać w nieskończoność.)
Jutro
moje urodziny i wiem, że przyjdzie mi podziękować i za remedia, i za toksyny.
Inaczej
to nie byłaby prawda.